Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 111.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

falne i szydercze, które jak ukrop spadało na głowę Cesi. Pod wpływem jego młoda kobieta spuszczała oczy, a w tym samym czasie Stanisław starał się patrzeć w inną stronę, aby uniknąć wzroku żony. Ta gra spojrzeń, w których głucho krzyżowały się wezbrane namiętności i obawy trzech piersi, trwała dobry kwadrans, w końcu którego Celina jakby sił pozbawiona, oparła się o poręcz kozetki i ręką zasłoniła oczy.
W tej chwili Stanisław zbliżył się do żony.
— Cesiu, — rzekł, — idź spać, już jest jedenasta godzina, a bezsenność ci szkodzi.
— Jakże mogę opuszczać gości, nie będzież to niegrzecznie? — zapytała podnosząc na męża zmęczony wzrok.
— Nie ma przecie kobiet, a zabawa mężczyzn do mnie należy, my będziemy jeszcze długo się bawili, a ty idź spać.
— Dobrze, pójdę, — rzekła wstając powoli, — dobranoc ci Stasiu!
I podała mu drobną rączkę.
— Czy nie chora jesteś, Cesiu? masz tak rozpaloną rękę? — rzekł Stanisław.
— Ha, ha, ha! — zabrzmiał za rozmawiającem małżenstwem śmiech pana Graby, — jesteście państwo, na honor, zachwycająco czuli! Szczególniej ty Stanisławie, co żegnasz się z żoną na kilka godzin, jakby na kilka lat! O patryjarchalne obyczaje pasterskich wieków! tylko jeszcze w błogosławionej prostoty kraju naszym i do tego na prowincji, spotkać się z niemi można!
Stanisław zarumienił się jak burak i wypuścił z dłoni rękę Celiny. Skrzywił się szczególniej przy wyrazie: prowincja.
Celina nie rzekłszy słowa, odeszła. Z progu swojej sypialni obejrzała się i przez otwarte drzwi kilku pokojów zobaczyła, jak w jadalnej sali nakrywano do wieczerzy, a w jednym z salonów rozstawiono stoły kartowe. Zobaczyła także