Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jak pan Graba trzymając pod rękę jej męża z jednej strony, a Ordynata z drugiej, prowadził ich do jednego z zielonych stołów, nad którym między dwoma zapalonemi w wysokich świecznikach świecami, rysowała się blada otoczona ryżemi włosami twarz Tozia.
Trzymał on w ręku talię kart i wołał:
— Bank! kto poniteruje?
Pan Jodek i kapitan patrzyli z zamiłowaniem w głąb jadalnej sali, na nakrywający się do wieczerzy stół, dwóch czy trzech mężczyzn otaczało Tozia, a wszystko to razem ogarnięte było gęstą siną mgłą tytoniowego dymu. Cały ten obraz widziała Celina stojąc na progu swojej sypialni, w perspektywie utworzonej z trzech rzęsiście oświetlonych pokojów; pąsowe, aksamitne o złotych sznurach i kutasach portjery, drzwi tych pokojów zdobiące, służyły za ramy obrazowi temu.
Celina patrzyła parę minut, na twarzy jej w miejscu przedchwilowego znużenia i niezadowolenia, począł malować się przestrach. Oczy jej otworzyły się szeroko, twarz bladła, usta zaczęły drżeć. Nagle poskoczyła do swej sypialni z takim ruchem, z jakim dzieci bojąc się strachów, uciekają z ciemnych pokojów i żywo zamknęła drzwi za sobą. Jakby na pożegnanie, w tej samej chwili o słuch jej uderzył ostry i szyderczy głos Graby wołającego donośnie:
— Najprzykładniejszy z mężów na świecie! przegrałeś!
Dobrze już było po północy, gdy huczna wieczerza brzmiała w jadalnej sali państwa Klońskich. Szkło dźwięczało, butelki pękały, panowie śmiali się, lokaje biegali usługując.
Goście byli w różowym humorze, za to gospodarz chmurny i milczący.
— Kloński! czy ty żałujesz przegranych pieniędzy, że masz dziś minę księdza odprawiającego żałobne nabożeństwo?