Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 113.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— zawołał dowcipny zawsze pan Jodek.
Ce n’est pas d’un gentilhome! — zaśmiał się przez zęby Ordynat.
— Cóż znowu! — odparł Stanisław z przymuszonym śmiechem, — jak możecie posądzać mnie o to, nie raz przecie widzieliście mię w boju i znacie moją zimną krew!
Potem nachylił się ku Toziowi, przy którym siedział, i rzekł z cicha:
— Przyznam się tobie, Toziu, ze czuję trochę wyrzutów sumienia. Pierwszy raz, odkąd się ożeniłem, tak wesołe mam zebranie w moim domu, i boję się, żeby całonocny gwar Celinie zbyt przykry nie był.
Tozio uśmiechnął się i powiedział coś do ucha Grabie.
Ten ostatni zaśmiał się na całe gardło.
— Panowie! — krzyknął wśród śmiechu, — czy wiecie dla czego nasz gospodarz tak spuścił nos na kwintę! oto boi się żony! ha, ha, ha!
— Ha, ha, ha! — zaśmiali się wszyscy chórem, — co za wzór cnoty małżeńskiej!
— Po uszy siedzi w pantoflu.
— Zdaje się, że widział kawał świata, a taki jeszcze parafjanin!
— Student!
Stanisław rumienił się i oczy mu błyszczały od gniewu i wstydu.
— Za kogoż mię macie, panowie! — zawołał w końcu ze złością, głosem przenosząc szyderczą piosenkę towarzyszy, — na dowód, że to co mówicie jest nieprawdą, że wcale nie boję się żony, nie siedzę pod pantoflem i nie jestem studentem, proponuję: abyście bawili się aż do wschodu słońca najgłośniej i najweselej jak tylko można. Żona moja zaśnie lub nie zaśnie, jak będzie mogła i chciała, a wy panowie,