dalił, Stanisław pocałował ją w obie rączki i rzekł:
— Moja Cesiu, jeżeli mnie kochasz, bądź grzeczną dla Graby i nie mów o nim nic złego.
— Dobrze Stasiu, — odpowiedziała Celina.
I odtąd nie wspomniała o nim nawet przed Komorosią. Dla przyjaciela swego męża była grzeczną, choć ile razy zbliżył się do niej, bladła trochę i jakby dla obrony zasłaniała pierś swoją Lolem.
Gdyby wreszcie pani Klońska mówiła głośno co myśli o panu Grabie, niktby do słów jej nie przywiązywał wagi, bo ją ogólnie uważano za dziecko. Nakoniec w najściślejszych przyjaciołach pana Graby, od czasu jego przybycia, objawiły się pewne zmiany.
Ordynat mniej często poziewał i mniej się uskarżał na zimno, Tozio częściej pokaszliwał, Kloński stawał się coraz obojętniejszy dla żony i coraz rzadziej bywał w domu, Jodek utył i był jeszcze dowcipniejszy jak wprzódy, kapitan z większą fantazją pokręcał wąsa i oprócz konia i kubka z saskiej porcelany, posiadał niekiedy i spory zapasik pieniędzy. Wszyscy oni byli glorją i apoteozą pana Graby, składali mu świetny orszak wiernych towarzyszy i wielbiących mistrza swego adeptów. Ukazywał się on najczęściej w ich gronie, i nie rzadko mieszkańcy M. widzieli go, jak otoczony nimi, przechadzał się nad brzegiem rzeki, w miejscu ulubionej przechadzki miejskiej. Najczęściej sam głos zabierał. Jeśli wiele osób przechodziło, mówił z cicha, a wszyscy z jego orszaku słuchali, gdy mówił milczeli, gdy śmiał się śmieli się, gdy szedł szli za nim, gdy siadał siadali. Patrząc ze strony, można go było wziąć za starożytnego mędrca, otoczonego chciwymi wiedzy uczniami. Ktoś dowcipny przechadzając raz obok nierozłączonej grupy, wskazał na nią ręką i rzekł do tych, z którymi się przechadzał:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 121.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.