Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 167.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Czoło Stanisława zaczęło się wypogadzać, za to oczy jego stawały się smutne.
Objął wzrokiem drobną i wdzięczną postać żony, i śród delikatnych wzorów białej koronki, która pokrywała jej piersi, dojrzał błyszczącą, srebrną kropelkę. Domyślił się, że to była łza.
— Cesiu, pójdź do mnie, — rzekł z cicha i wyciągnął ku niej ramiona.
Celina usiadła obok męża i otoczyła mu szyję białem ramieniem.
— Cesiu, — mówił jej do ucha Stanisław, — jam nie wart takiego jak ty anioła.
Celina zamknęła mu usta pocałunkiem.
— Cesiu, ja ciebie kocham, tyś jedyna kobieta, którą kiedykolwiek kochałem prawdziwie... — tu głos jego zadrżał, — ty nie wiesz, co to są pokusy świata, co to są złe nałogi, które my mężczyźni nabywamy od najwcześniejszych lat młodości. One mnie odciągają od ciebie, one mnie rzucają w ten wir, w którym zapominam o wszystkiem, nawet o tobie...
Cesia trzymała w swoich dłoniach rękę męża i patrzyła na niego takiem spojrzeniem, jakie mieć muszą aniołowie stróże, patrząc na grzesznika, którego duszę im powierzono.
Stanisław pochylony na ramieniu żony mówił dalej tak cicho, że zaledwie dosłyszeć go mogła:
— Ile razy złorzeczę wychowaniu memu, które nie dało mi poważnych zamiłowań i przyzwyczajeń, ile raz usiłuję wyrwać się z zaklętego koła nabytych nałogów i namiętności. Nie mogę! i żal mi ciebie, mój piękny aniele, i żal mi samego siebie — bo gdy w chwilach opamiętania rozmyślam nad sobą, czuję, że... ginę.
— Ja ciebie zbawię, — szepnęła Celina i przyłożyła