Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.1 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

usta do czoła Stanisława, jak gdyby je ochłodzić i oczyścić chciała.

X.

Zmrok zapadł, chodnikiem Nadrzecznej ulicy szła młoda służąca w pąsowej chustce na głowie i niosła w ręku nie wielkie zawiniątko.
Tuż prawie za nią, cichym, skradającym się krokiem postępował lokaj ubrany w zieloną liberję i nie spuszczał oka z dziewczyny.
Służąca skręciła na prawo i lokaj uczynił to samo, starał się tylko iść tak, aby nie był dojrzanym ni posłyszanym przez tę, której kroki znać śledził.
Dwoje tych ludzi idąc tak jedno za drugiem, przebyło kilka ulic i znalazło się w dość ustronnem miejscu, na małym placu, pustym prawie, otoczonym zaledwie kilku niskiemi domami. Po jednej stronie, zupełnie odosobniony stał nie wielki murowany kościół otoczony żelaznemi sztachetami, za któremi rosło kilkanaście topoli.
Służąca zatrzymała się przed kościołem, przyklękła i zmówiła pacierz, lokaj o kilka kroków uczynił to samo, przykląkł i przeżegnał się parę razy, ale wzroku nie spuszczał z dziewczyny.
Służąca powstała i uszedłszy jeszcze trochę, skierowała się ku jednemu z niskich domów.
Przed bramą stał stróż niedbale wsparty na ogromnej miotle.
— Panienka moja w domu? — zapytała dziewczyna w pąsowej chustce, przyjaznem kiwnięciem głowy witając stróża.