Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 021.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

do góry. Nagle wstrzymała się, opuściła jedną rękę i wyrzekła zwolna:
— Matka moja!
Z głuchym jękiem zsunęła na ziemię stopę już postawioną na oknie i w tył pochyliła głowę tak, że aż spadły z niej grube warkocze i opłynęły jej plecy. Do tak odrzuconej głowy z całą siłą przycisnęła dłoń, a drugą ręką trzymając jeszcze ramę okna, stała nieruchoma.
I znowu cisza zupełna była w buduarze pół godziny, może godzinę całą.
Powoli kibić Kamili chyliła się i gięła co raz bardziej, jedna ręka odpadła od głowy, druga wypuściła ramę okna, ugięły się kolana, pierś schyliła się ku ziemi i czoło uderzyło o posadzkę.
Ktoby wtedy podsłuchiwał pod drzwiami lub portjerą buduaru, usłyszałby ciężkie łkanie wydobywające się co kilka chwil z piersi kobiecej. Zrazu łkania te były rzadkie i groźne, wyraźnie łez pozbawione, do jęków bardziej podobne niż do płaczu; ale stopniowo stawały się co raz częstsze i łez pełniejsze, aż się zmieniły w długie, ciche szlochanie. W końcu i łkania umilkły i niktby nie odgadł, czy kobieta z kibicią złamaną, rękami splecionemi nad głową i czołem przyciśnionem do posadzki, była zemdloną czy przytomną, senną czy obudzoną, czy płakała, modliła się lub rozmyślała.
Zmrok krótkiego dnia jesieni zapadł w buduarze zupełnie, z za pąsowych firanek przedzierało się do pokoju szare światło wieczoru. Pod oknem podniosła się zwolna biało ubrana postać kobieca i przeszedłszy pokój, pociągnęła taśmę od dzwonka.
W drzwiach pojawił się kamerdyner.
— Która godzina? — ozwał się głos kobiecy, cichy ale spokojny.