Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 033.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

właśnie w owem zachwycającem usposobieniu i z „Timesem“ w ręku leżał na kozetce, naprzeciw stojącej pysznej zagrodzie Lady Makbeth. Było to w przedobjednej godzinie, na stoliku więc obok niego stała srebrna taca z rozmaitemi drażniącemi podniebienie przekąskami i z szumiącym białą pianą porterem. Ordynat nie jadł już śniadania, tylko popijał porter i palił wonne cygaro, blademi oczami, otoczonemi jasną rzęsą wodząc po suficie.
W zagrodzie Sułtanki stał sportsman, Anglik, i mięką szczotką czesał starannie długą, falującą grzywę klaczy. Był to wysoki, barczysty człowiek, z twarzą białą i pełną piegów, z zarostem rudawym, a czołem wysokiem i nieco łysem. Cała fizjognomia jego miała piętno zimnej krwi i właściwego Anglikom powolnego lecz matematycznego rozsądku i tylko w blado-błękitnych oczach, jak też w zagięciu ust, ukazywał się lekki odcień ironji.
— Messir Dawid, może szklaneczkę porteru? — ozwał się Ordynat po angielsku, zwracając spojrzenie z sufitu na Anglika-faworyta.
— Dziękuję milordzie, nie zaszkodzi, — odparł Dawid tymże językiem, skłaniając głowę na sztywnej postaci i kładąc szczotkę na poręczy zagrody.
Wyraz milord, miał czarowny dar głaskania ucha Ordynata i wprowadzaniu go w najbardziej zachwycające usposobienie. To też pogładził on z przyjemnością jasne faworyty i podniosłszy rękę do butelki z takim gestem, jakby rozpoczynał mowę w Izbie lordów, nalał pełną szklankę szumiącego porteru i wyciągnął ją ku Anglikowi.
Dawid zbliżył się, wziął szklankę i niosąc ją do ust, rzekł ze sztywnym ukłonem:
— Za zdrowie milorda.
— Dziękuję ci Dawidzie, — odpowiedział Ordynat i