Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

już nie przystało. Co do mnie, muszę cię opuścić i nie będę mógł korzystać dzisiaj z miłego towarzystwa twojej matki. Staś Kloński prosił mnie, abym zaszedł do niego i pójdziemy razem na wieczorek do jednego z przyjaciół. Ten poczciwy Staś, znasz go już przecie dobrze, wydaje mi się od pewnego czasu w nieporozumieniu ze swoją żoną... podobno zazdrosny o tego anglomana Ordynata... przytem przegrywa szalenie, a to wszystko wprowadza go w tak czarny humor, że chcę go rozerwać i prowadzę na wieczorek, gdzie znowu zgra się na pociechę... ha, ha, ha! Ale zapominam się przy tobie, najdroższa żono, — dodał patrząc na zegarek przy świetli dogasającego na kominku ognia, — i choć rozmowa z tobą wiele ma dla mnie powabu, nie mniej jednak pożegnać cię muszę, bo obowiązki przedewszystkiem.
Mówiąc ostatnie wyrazy, rozśmiał się po swojemu, objął żonę i chciał ją przycisnąć do siebie. Ale Kamila żywo cofnęła się i wysunęła z jego objęć.
— Resztka wstydliwości dziewiczej! — rzekł Graba, patrząc w jej oczy, — przebaczam ci ją... do czasu!...
Rzekłszy to, z galanterją pocałował jej rękę i wyszedł.
Po chwili Kamila posłyszała donośny głos jego wołający w przedpokoju:
— Światła do pokojów!
W kilka minut potem salony były oświetlone lampami i świecami w złoconych kandelabrach.
Na około Kamili, siedzącej nieruchomie przed kominkiem z oczami wpatrzonemi w zagasłe ognisko wywołane z cieniów, ukazały się piękne i bogate sprzęty: miękie pąsowo wybite kozetki, ciężkie portjery zwieszające się gustownie nad drzwiami, stoliczki o marmurowych blatach unoszące na sobie zegary, statuetki i różne zbytkowne cacka. Zwierciadła odbijały blask lamp i świec i powtarzały je po kilkakroć,