Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 081.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przed chwilą wyszedł, — odrzekła Kamila, — i prosił mnie, abym przeprosiła cię mateczko, że jutro dopiero cię powita, ale od dawna już wybierał się na dzisiejszy wieczór, do któregoś z przyjaciół.
— Czy często zostajesz samą? — zapytała pani G., uważnie patrząc na córkę.
— O, bardzo rzadko, — odparła najnaturalniej w świecie Kamila, — Kalikst tak lubi moje towarzystwo! Niekiedy jednak wychodzi, bo trudno przecie mężczyźnie zamykać się w domu jak w klasztorze.
— Powiadasz, że mąż twój chętnie przebywa w twojem towarzystwie?
— O tak mateczko, mamy zawsze ze sobą tyle do mówienia! on tyle rzeczy widział, tyle znał ludzi i sama wiesz, jak zajmująco umie o wszystkiem opowiadać — ja też choć nie mam tyle resursów, zawsze znajduję coś do powiedzenia jemu, tak więc doskonale nam czas z sobą przechodzi.
Pani G. badawczo patrzyła na córkę, ale fizjognomja Kamili była tak spokojna i pogodna, ton jej mowy miał w sobie taką żartobliwą wesołość, że najmniejsza wątpliwość o prawdzie słów jej nie mogła nasunąć się myśli matki.
— Powiedz mi droga, — ozwała się znowu po chwili rozmawiania o czem innem, — jak ci tam było w czasie twojej choroby. Mówiłam ci, jakie męki przebyłam nie będąc w stanie ciągle zostawać przy tobie.
— O, wszakże przyjeżdżałaś do mnie moja matko! — zawołała Kamila.
— Tak, ale byłam sama tak słaba, że niepodobna mi było dłużej nad jedną godzinę siedzieć przy twojem łóżku, przytem, dziwnem zjawiskiem, widok mój pogarszał zwykle twój stan i wzmagał chorobę...
— To w skutek gorączki, — żywo tłumaczyła Kamila.