Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 119.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaproszeni przybywali, zjadano wykwintny objad, potem grano, śpiewano, prowadzono konwersację, nakoniec damy rozjeżdżały się to do teatru, to gdzieś na wieczór, to do domów dla wypoczynku, a mężczyźni zasiadali do kart, grali w sztosa, pili szampana, przekąsywali strasburgskim pasztetem i westfalską szynką, a dobrze po północy albo o świcie, wychodzili z mieszkania Graby najczęściej z wypróżnionemi kieszeniami. A wszystko to czynił pan Graba z taką prostotą i dobrodusznością, taki był łatwy do zaznajomienia się i spoufalenia, uprzejmy, serdeczny, uprzedzający, w pewnych nawet razach uczynny, że mnóstwo osób odchwalić go się nie mogło.
Pani szambelanowa, z którą zachwycająco umiał rozmawiać o zagranicy, i której mówił, że wygląda najwięcej na lat trzydzieści, wynosiła go pod niebiosy i taką dla niego miała słabość, że parę razy powitała go w roztargnieniu: — „Bon jour, mignon!” — Na wieczorach zapraszał ją do tańca, a gdy półgłosem wymawiała się swoim wiekiem i dorosłemi dziećmi, wykrzykiwał:
— Na honor! pani chyba żartujesz! Przysiągłbym, że żadna z obecnych tu pań tak zręcznie i lekko nie tańczy jak pani!
Pani Szambelanowa chcąc pokazać, że się nie myli, wspierała pulchną rękę na jego ramieniu, i puszczała się w wir polki lub innego tańca, a gdy po zrobieniu kilku turów padła na krzesło ledwie mogąc oddychać, wachlowała się gwałtownie i mówiła do syna:
Vous avez un charmant ami! mon fils!
Tozio uśmiechał się na to, a niekiedy i parsknął śmiechem, potem mówił coś półgłosem do Ryty, która obojętnie, niechętnie prawie znajdowała się względem Graby, i starannie unikała rozmawiania z nim lub tańczenia.