Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanisław zamiast zwolnić rękę Wigdera, pochwycił drugą, i ściskając obie silnie, mówił prędko:
— Wigderze, proszę cię, błagam, oddaj mi te klejnoty... toć policzyłeś sobie niesłychane procenta, którychby ci żaden sąd nie przyznał... ja ci je oddam, bo dałem na to moje słowo... ale oddaj mi teraz w zamian wekslu perły mojej żony... słuchaj... ty nie wiesz co to jest nasza ambicja... nasza duma... powiem ci, nie jestem teraz z żoną moją w zupełnie dobrych stosunkach i dla tego właśnie umarłbym ze wstydu, gdyby się dowiedziała, żem nadużył jej własności...
— Jesteś pan w niedobrych stosunkach ze swoją żoną? — przerwał Wigder, — tem większy dla mnie powód, abym zatrzymał perły, bo możecie się rozstać, a wtedy pieniądze moje przepadłyby na wieki wieków.
— Oddam ci je, oddam, — powtarzał Stanisław, — dostanę zkądkolwiek, sprzedam wszystko co mam, powozy, konie, meble... tylko dziś... dziś albo jutro koniecznie muszę mieć rzeczy należące do mojej żony... oddaj mi je Wigderze... proszę cię... błagam...
Wigder zwolnił ręce swoje z dłoni Stanisława, złożył je na piersi i patrząc na niego z szyderskim uśmiechem, rzekł:
— I nie wstyd-że panu, szlachcicowi, właścicielowi dóbr, wywodzącemu rodowód swój od czasu króla Jagiełły, panu, którego dziad był kasztelanem, a matka z domu hrabianka, przed którym mnóstwo ludzi z uszanowaniem zdejmuje czapki gdy przejeżdżasz, i który mnóstwo ludzi idących ulicą obryzgujesz codziennie błotem pryskającym z pod kół twego powozu, — nie wstyd-że panu zniżać się aż do prośby przed żydem łapserdakiem, lichwiarzem, którego ojciec zbierał gałgany na śmietnikach i zrobił fundusz szynkując wódkę po karczmach, a który sam lada chwila może być za lichwiarstwo