Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 156.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanisław usiadł na wskazanem miejscu, gdzie ogarnął go cień zupełny, a Wigder otworzył szerzej drzwi od sieni i rzekł głośno:
— Panie Słabecki, możesz pan teraz wejść!
Blada, otoczona ryżemi włosami twarz Tozia i szczupła postać jego otulona, w wysoko zapiętym futrzanym paletocie, ukazała się w izbie przy słabem świetle łojówki.
— Kochany Wigderze, — rzekł wchodząc przybywający, — robisz się wielkim panem jak uważam, długo każesz oczekiwać odwiedzającym cię na swoją audjencję. Pięć minut i dwadzieścia trzy sekund czekałem pod progiem twoim.
Żyd zaśmiał się głośno.
— Siadaj pan, — odrzekł krótko, wskazując stołek, na którym przed chwilą siedział Kloński.
Tozio usiadł, zakaszlał i odezwał się:
— Djabelna dziś pogoda!
— To prawda, — odpowiedział Wigder, — musisz pan mieć do mnie ważny interes, kiedyś przyszedł w tak djabelną pogodę.
— Jedynie dla przyjemności oglądania ciebie, drogi Wigderze, — żartobliwie zaśmiał się Tozio.
— To szkoda, — odparł żyd, — bo ja myślałem, że dla skończenia ze mną rachunków.
Tozio nie odpowiedział, bo nagle zerwał się z krzesła i z wyrazem zdziwienia zawołał:
— Ty tutaj Stasiu?
— Jak widzisz, — odrzekł stojący przed nim Stanisław, — gawędziliśmy tu z Wigderkiem, gdy przyszedłeś i poczciwiec ukrył mnie przed tobą w ciemny kąt, ale na honor zawstydziłem się mojej pozycji, bo wydało mi się, że jestem szpiegiem podstępnie podsłuchującym twoje sprawy. Wylazłem więc z kąta i oto mnie widzisz!