Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 157.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za honorowość! jaka szlachetność! znać zaraz, że dziad pański był kasztelanem! — zawołał żyd i głośno się zaśmiał.
— Więc nie tylko u Borela i w szkole Graby kolegujemy z sobą kochany Stasiu, ale i w tem piekiełku miłego Wigdera, — rzekł Tozio, potrząsając rękę towarzysza. — Mam jednak honor, dobre serce i smutno mi, że cię tu widzę.
— A mnie jeszcze smutniej, — odparł Stanisław, — ale nie przeszkadzam ci Toziu i wychodzę.
— Proszę cię, nie rób tego! — zawołał Tozio, — nie mam przed tobą sekretów, a weselej nam będzie wracać razem w tę niegodziwą ciemność i pluchotę.
— Jeśli chcesz, zostanę, — rzekł Stanisław i usiadł.
Wigder patrzył na nich z uśmiechem i gładził brodę.
— Pojmuję, — ozwał się po chwili, — jak miło być musi dwom takim szlachetnie urodzonym i wysoko w świecie położonym panom spotkać się niespodzianie z sobą w ciemnej i brudnej chałupie żyda. Musicie panowie czuć się teraz więcej niż u siebie, a przynajmniej przychodzą na myśl wspomnienia wspólnych zabaw...
— Bez których nie bylibyśmy zmuszeni spotkać się w chałupie żyda, — przerwał Tozio, — robisz się dowcipny stary Wigderze i poweselałeś na starość; wolałbym jednak, abyś swoje żarty schował do kieszeni chałata i nie bryzgał nam niemi w oczy.
— Wolno Tomku w swoim domku, — odpowiedział obojętnie żyd, — jeśli moja rozmowa nie podoba się panom, możecie do mnie nie przychodzić, a nie będziecie mieli ani moich żartów, ani moich pieniędzy.
— Przystępujmy do interesu, — rzekł niecierpliwie Słabecki.
— I owszem, — odparł żyd.