Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z pieszczotą, to łącząc je z imieniem Ordynata. Prawił też ciągle o starym żydzie, o strasznych upokorzeniach i nieszczęśliwym ojcu, któremu dach z nad głowy odbiorą.
Otaczający nie mogli pochwycić żadnego wątku w tych jego słowach i wykrzyknikach i z politowaniem kiwali głowami.
Od pierwszego dnia choroby Celiny, lokaj Ordynata zjawiał się trzy razy dziennie w jej przedpokoju zapytując w imieniu swego pana o stanie jej zdrowia. To jego perjodyczne a tak częste wchodzenie w bramę państwa Klońskich, stało się dla mieszkańców M. jednym więcej fakcikiem przyczepionym do faktu tilbury, które przez całą zimę było przedmiotem uwag publiczności. Widziano też parę razy samego Ordynata, jak przejeżdżał na Lady Makbeth ulice miasta i na twarzy jego zauważano, zamiast zwykłej dawnej apatji, wyraz niepokoju i głębokiego niezadowolenia. Jodek zaręczał słowem uczciwego człowieka, że znalazł raz Ordynata płaczącego nad numerem „Timesa“ z chusteczką przy oczach; na to opowiadanie mężczyźni uśmiechali się, ale kobiety się rozczulały, tembardziej potępiając płochą Celinę, która aż dwóch ludzi doprowadziła do rozpaczy.
Wszakże według tej okropnej prawdy, że wszystko na świecie koniec swój mieć musi, mieszkańcy M. ujrzeli pewnego dnia, że zdjęto słomę przez tak długi czas pokrywającą bruk Złotej ulicy. Więc jedna z dwóch rzeczy stać się musiała: albo państwo Klońscy pomarli, albo przychodzą do zdrowia.
Nie umarli zapewne — bo śmierć ludzi zajmujących takie towarzyskie stanowisko jak oni, rozległaby się wnet na całe miasto mnóstwem kościelnych dzwonów i śpiewów a ludzkich pożałowań, westchnień, lamentów szczerych lub nie szczerych, lecz zawsze głośnych.
Zatem — pierwsi przechodnie stąpający na Złotej ulicy