Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 214.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.


XI.

Pani G. nie zupełnie wierzyła w szczęście swojej córki, lubo nigdy na twarzy jej nie dojrzała najmniejszego cienia boleści, ani w postępowaniu zięcia dostrzegła czegoś, coby usprawiedliwić mogło obawy, jakie powzięła od chwili otrzymania fatalnego listu jego matki.
W sercu jej nie zwyciężony żadnem rozumowaniem, zagnieździł się niepokój o jedyne i najwyższe dobro jej na ziemi, o ukochane, łzami i miłością wypiastowane dziecię. To też spojrzeniem, macierzyńską przenikliwością zbrojnem, wpatrywała się w twarz Kamili i pomimo spokojne, uśmiechnione nawet w jej obecności oblicze córki, podejrzenie wdzierało się w głąb jej piersi, przeczuwając w niej coś, czego dokładnie pojąć, określić nie umiała. Tylko po bolu ściskającym serce, tylko po złowrogich szeptach nieokreślonego dobrze niepokoju, czuła biedna matka, że to coś zatajone w spokojnie na pozór oddechającem łonie Kamili było cierpieniem, gorzej niż cierpieniem, bo jakąś zmorą ciężką, posępną, ukrywającą się nawet przed okiem matki, nawet łzą nie okropioną żadną, żadnej nie wyzywającą pociechy znikąd.
Nie raz pytanie trwożne, serdeczne, cisnęło się na jej usta i zawsze na drżących zamierało wargach, niewypowiedziane. A nuż przeczucia ją myliły? a nuż nierozważnem pytaniem obudzi obawy w spokojnem może i zadowolonem sercu córki i sama zmąci jej szczęście? Z twarzy córki przenosiła wzrok swój na zięcia i całą potęgą myśli pragnęła wedrzeć się w tajnie wewnętrzne człowieka, któremu z taką ufnością bez granic powierzyła swe dziecię. Ale Kalikst