Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 226.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tego wieczora położyła się znów do snu znacznie spokojniejsza, ale nazajutrz gdy się tylko obudziła, zabrzmiał w jej uchu głos spotkanego wczoraj młodzieńca, mówiącego:
— Nie pójdę już nigdy do tego niegodziwca!...
Nie miała najmniejszych danych do sądzenia, że mowa ta była o jej zięciu, a jednak głos jakiś niewytłumaczony mówił jej upornie, że tak było.
Przeczytała wczorajszy tak wesoły, swawolny niemal list córki i szepnęła:
— Biedne dziecię! może nie wie, że tańczy na pogrzebie swego szczęścia!
Pierś jej podniosła się łkaniem, ale oczy nie zaszły łzami, tylko falą krwi się zaćmiły.
To ciągłe pasowanie się z marą niepochwytną, grożącą z cienia, niewidomych kształtów, te nieustanne przechodzenia z trwogi do spokoju i z uspokojenia w obawy, zużywały siły starej kobiety i tak już nadwątlone niedawną gwałtowną chorobą. Twarz jej zapadła, na czole przybyło mnóstwo zmarszczek, postawa niedawno dumna i wyprostowana, zgarbiła się jakby pod tłoczącym naciskiem tej mary, której lękała się, a którą jednak pochwycić pragnęła. Kamila patrzyła na zmianę zaszłą w matce z niezmiernem przerażeniem, ale tak była pewną, że doskonale odgrywa rolę szczęśliwej kobiety, tak starannie usuwała od matki wszystko, coby ją o prawdzie oświecić mogło, że ani domyśliła się prawdziwego źródła nagłego podupadnięcia jej na siłach i zdrowiu. Przypisywała je wciąż chorobie, przywoziła najdoskonalszych w mieście lekarzy, otaczała matkę mnóstwem drobnych przyjemności i wygódek i miała nadzieję, że spoczynek, starania i czas przywrócą jej zdrowie.
Była to jedyna jej nadzieja.
Pewnego dnia jednak pani G. wstrząśniona znowu jakiemś