Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 232.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zadowolenia, a przytem zasłona przykrywająca lampę, rzucała cień na grupę całujących się małżonków.
Po chwili Kamila wyszła, a Kalikst usiadłszy naprzeciw pani G., zaczął z nią prowadzić dowcipną i ożywioną konwersację.
Staruszka co chwilę poprawiała okulary, uśmiechała się i z widoczną przychylnością patrzyła na zięcia. Przez głowę przebiegała jej myśl:
— Nie ma nic niedorzeczniejszego, jak trwożyć się na niczem nie opartemi przeczuciami! Gdzież to niebezpieczeństwo, które mnie niepokoi? nie widzę go.
Tego samego wieczoru, kiedy pani G. udała się już na spoczynek i oboje małżonkowie sam na sam znaleźli się w salonie, Kalikst ozwał się do Kamili z głębi fotelu, w którym siedział rozparty:
— Kochana żono! zgadzam się z chęcią na jak najdłuższy pobyt w domu naszym twojej matki, jeśli mi zań płacić będziesz codziennie takim dobrowolnym serdecznym uściskiem, jakim mnie dziś dzięki jej obecności obdarzyłaś.
Z rąk Kamili wypadł dziennik, na który machinalnie patrzyła, szybko i w milczeniu zbliżyła się do męża, stanęła przed nim i składając ręce, wyszepnęła spiesznie i szybko:
— Kalikście! nie ma ofiary, której bym nie uczyniła dla zdrowia i spokoju matki mojej! Rób ze mną co ci się podoba, ale oszczędzaj ją. Niech wyjdzie z twego domu upewniona o szczęściu mojem, niech nie widzi i nie słyszy tego co ja widzę i słyszę tak często!...
Graba zaśmiał się, wypuścił z ust kłąb dymu cygarowego i nic nie odpowiedział. Na twarzy jego zagrało tylko szyderstwo połączone z gniewem.
Kamila patrzyła na niego długo, ręce jej rozplotły się i osunęły między fałdy sukni, głowa znów podniosła się hardo.