Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 244.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czeniu i znosić je całe życie będę... muszę... dla miłości mojej matki. Ale teraz w tej chwili... miej litość! oszczędź tę, która o kilka kroków ztąd spi spokojnie, marząc zapewne o tem, że córka jej jest szczęśliwa, a gdy obudzi się, zobaczy cały ogrom nieszczęścia mego i swego, jeśli nie zapobiegniesz temu!...
— Więc czegoż chcesz nakoniec? — zawołał Graba z niecierpliwością.
— Proszę cię, zaklinam abyś zaniechał dzisiejszego wieczoru, abyś odprosił na inny dzień wesołych twych gości...
— Ha, ha, ha! — zaśmiał się Graba szyderczo, przerywając, — śmieszna jesteś doprawdy! Czyż możesz na serjo przypuścić, abym ja dla twego kaprysu, dla twojej fantazji opuszczał zręczności, na którą tak dawno czekałem, odmawiał przyjęcia marszałkowiczom X., od których z takim trudem wymogłem słowo, że będą dziś u mie?
— O, nie wymkną się oni tobie, — przerwała Kamila, pochwycisz ich potem, zrobisz z nimi co ci się podoba, bo szatańska moc jakaś pomagać ci musi w tej walce ze wszystkiem co świeże i młode. Wszak i ja broniłam się tobie długo, a jednak pochwyciłeś mnie, stanie się tak i z temi dziećmi, dla których dzień, w którym tu wejdą, będzie może pierwszym dniem zguby... ale wszak możesz kilka dni zaczekać... za kilka dni matka moja wyjedzie ztąd... a wtedy sprowadzisz ich tu, wplątasz w fatalne koło i będziesz ich wysysał, jak pająk muchy uwięzione w pajęczynie...
— Tracisz przytomność Kamilo, — rzekł Graba, — mówisz to, o czem ci wspominać zakazałem... radzę ci napić się szklankę zimnej wody i pójść czytać wyjątki Pisma Świętego matce, a mnie zostawić moim zabawom, które ci dają salony, powozy i aksamitne suknie.
To rzekłszy, chciał wyjść; jednocześnie za przymknię-