Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 010.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Graba przerwał je mówiąc głosem, w którym drgał gniew tłumiony:
— Długo byłem cierpliwy i od dwóch miesięcy znoszę, milcząc, twoją dziwaczną egzaltację; ale za wiele to już dla mnie i dłużej tak trwać nie może. Matka twoja umarła, rzecz to bardzo smutna zapewne, ale co się stało, odstać się nie może: umarli z grobów nie wstają, a żyjący są żyjącymi. Proszę cię więc, abyś już porzuciła tę łzawo-mdłą postać i przestała niecierpliwić mnie swojem wiekuistem milczeniem. Nie leży wcale ani w gustach, ani w interesach moich, aby dom mój był świątynią smutku i urną przeznaczoną na łzy.
Kamila słuchała słów męża z podniesioną głową, na twarzy jej nie było owej surowości z jaką wprzódy odpierała jego słowa, była ona łagodna i smutna, nie mniej jednak miała pewien stanowczy wyraz.
— Kalikście, — ozwała się po chwili, — dawno już chciałam rozmówić się z tobą ostatecznie, ale dotąd siły mi brakło. Teraz, gdy sam mnie do tej rozmowy wyzwałeś, muszę powiedzieć ci, że obojętnem ci być powinno, czy jestem smutna lub wesoła, bo wkrótce dom twój opuszczę...
Kalikst podniósł nagle głowę i spojrzał na żonę wzrokiem pełnym szyderczego zdziwienia.
— Czy mówisz w gorączce, kochana żono? — zapytał powoli.
— Nie, — odpowiedziała Kamila, — za wolą Boga, który sprawił cud ten, nie zwarjowałam u łoża konającej matki, jestem całkiem przytomna i z całą samowiedzą mówię ci, że chcę, powinnam nawet rozstać się z tobą.
Graba zaśmiał się właściwym sobie śmiechem.
— Szkoda tylko, — rzekł, — że osnuwając swoje plany, zapomniałaś o mnie, albo miałaś mnie za Mannekina, z którym można zrobić, co ci się podoba. Ale teraz ocknij