Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie inaczej myślałem, — odrzekł Stanisław, nie podnosząc jednak oczu na Grabę.
— Ha, ha, ha! mój ty poczciwy Stachu, cóż znaczy ta użyta przez ciebie forma mówienia w czasie przeszłym? Mam nadto dobre wyobrażenie o tobie, abym przypuścił, że skrucha pobożna zakołatała do serca twojego, i że przed trybunałem pokuty przyrzekłeś poprawę grzesznego życia.
— A jednak tak jest, — odparł Stanisław, — tylko, że to co nazywasz skruchą, była rozwaga nad przeszłością, a zamiast przed trybunałem pokuty, schyliłem głowę przed własnem sumieniem.
Graba zmarszczył czoło, oko zamrugało mu gwałtownie, ale szybko przybrał na nowo wesołą minę i zawołał:
— Resztki choroby, mój drogi, wierz mi, że są to tylko resztki choroby! Ot pójdź ze mną, rozweselisz się trochę! wreszcie zgaduję co ci jest. Nie chcesz grać w karty... pojmuję to... masz teraz obowiązki... un père de familie... ça se comprend, ale czyż przypuszczasz, że pragnę twego towarzystwa dla tego tylko, aby mieć z ciebie partnera albo ponitera? fi, mon cher! jakże mało mnie znasz! jestem hulaką i człowiekiem przedewszystkiem wesołym, do tego przyznaję się otwarcie, ale mam przecież serce i przyjaciół moich kocham i cenię dla nich samych... a ot, dla ciebie Stachu czuję jakąś wyłączną niewytłumaczoną słabość. Jeżeli nie chcesz grać, daję ci słowo, że ani jednego zielonego stołu nie postawię, ani nawet kart nie pokażę gościom, a będziemy sobie gawędzili, paląc wyborne cygara. No, cóż, pójdziesz?
Kloński trzymał oczy utkwione w napis jakiejś książki i zdawał się namyślać.
Pan Graba patrzył na niego, a oczy jego najwyraźniej mówiły:
— Pójdź tylko raz ze mną, a znowu jesteś moim!