Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 062.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzącego obok, miłego przyjaciela.
— No, mon cher, — rzekł w końcu Graba, którego uwagi nie uszło to roztargnienie, — je m’en vais, idziesz ze mną czy nie?
Stanisław jakby się ocknął. Oderwał wzrok od żony i dziecka, spojrzał chłodno na gościa i rzekł stanowczo:
— Nie, mój drogi, chociaż przykro mi, że odrzucam twe miłe zaprosiny, nie mogę dziś jednak wyjść z domu.
Ktoby patrzył w tej chwili na Celinę, dojrzałby na jej twarzy błysk radości. Schyliła się i przycisnęła usta do czoła dziecka, jakby mu dziękowała za odniesione zwycięstwo.
Twarz Graby drgnęła nerwowo kilka razy, ale zaśmiał się głośno:
— Na upór nie ma lekarstwa, mówi przysłowie. Bądźże zdrów! zostawiam cię wśród uciech rodzinnych, a sam spieszę do moich gości, którzy niebawem zejdą się do mnie!
To mówiąc, podał rękę Klońskiemu, ironiczno-uniżony ukłon oddał Celinie i wyszedł.
Celina z dzieckiem na ręku, usiadła obok męża. Stanisław patrzył na drzwi, któremi wyszedł Graba, przez chwilę zdawało się, że go odwoła. Nie uczynił tego jednak, zwrócił się ku żonie, objął ją ramionami i rzekł:
— Przejrzyjmy razem te książki.
Książki te były nowe, zajmujące. Młodzi ludzie z ręką w ręku, z twarzą przy twarzy przeglądali je, czytali oderwane ustępy, Celina czyniła dowcipne uwagi, Stanisław uśmiechał się, rozmowa toczyła się żywa, przerywana srebrzystym uśmiechem Celiny, który znowu przerywany był pocałunkami, jakie Stanisław składał na jej ustach.
Tymczasem na kolanach matki dziecię usnęło, mrok począł zapadać, powoli rozmowa dwojga małżonków zmieniała się w szept cichy a i ten w końcu ustał, złotowłosa głowa