Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W jakie pół godziny oderwał oczy od książki i powiedział:
— Miło to być musi jednak, dopomagać naturze w tworzeniu wszystkich tych pięknych i użytecznych rzeczy! Zaczynam pojmować radość, jaką objawiają rolnicy na widok pól pięknie uprawnych, łąk kwitnących i szumiących lasów. Doprawdy! może też i w gospodarstwie jest powab i poezja!
Celinie przyszły na myśl słowa Kamili: — „Niech mąż pani zapragnie być stworzycielem, a będzie zbawionym.“ — Jasnowidzeniem duszy nawskróś przejętej miłością, dojrzała, że nadeszła już ta chwila zbawienia. Zapał rozjaśnił twarz jej, złożyła ręce z których wypadła robota i rzekła:
— O tak Stasiu, cóż może być piękniejszego, jak wydobywać z ziemi skarby, które mają nakarmić tylu ludzi! cóż może być milszego, jak patrzeć na szerokie łany obfitem zbożem falujące, na mnóstwo ludzi żyjących z pracy przez nas im dostarczonej i patrząc na to wszystko, módz powiedzieć sobie: — Tę urodzajność ziemi i ten spokój otaczających ludzi po Bogu, ja uczyniłem!
Stanisław zamyślił się.
Celina mówiła dalej:
— Wyobrażam sobie, jak smutno wyglądać wszystko musi w moim Wieńczynie, albo w Dobrejwoli. Kochani nasi ojcowie są zbyt starzy, aby mogli urządzić tam wszystko jak potrzeba. Jakby też nasza obecność nowe życie wlała w te piękne miejsca! bo piękne są też one w istocie. Wieńczyńskie lasy naprzykład, gęste, odwieczne, rozległe, niby ponure, albo Dobrowolskie równiny, takie gładkie jak kobierce, przecięte strumieniami płynącemi po łąkach. Czy ty to wszystko pamiętasz Stasiu?
— Pamiętam, — odparł Stanisław pogrążony w głębokiem zamyśleniu.