Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dwa razy tak potężne fiasco jednego dnia poniesione, wprawiło go niemal w stan gorączkowy. Przed oczami przesuwały się mu z kolei to rękawiczka Ordynata, to ironiczny zwrócony ku niemu uśmiech sportsmana Anglika, to błękitne tryumfujące oczy Celiny. Furje rozdzierały mu pierś, widział w oddali zaciemniającą się gwiazdę swej pomyślności, coś niby obawa go zdjęła. Czyliżby świetna karjera jego dobiegała do końca? do tego końca, który zwykle spotyka ludzi podobnie mu żyjących, a którym jest hańba i nędza? Hańba przyjdzie wtedy, gdy spadnie maska moralna, pod którą ukrywał twarz swojej duszy — nędza, gdy wszyscy bogaci ludzie odwrócą się od niego, tak jak dziś dwóch z nich się odwróciło. Powodzenie jest jak nić subtelna, którą snuć należy powoli i ostrożnie — biada, gdy się raz zerwie, już się coraz częściej rwać pocznie i nie nawiążesz ją żadnem zaklęciem, aż spostrzeżesz w ręku zamiast złotego sznureczka, brudne szmaty.
Przed oczami Graby zawiała w powietrzu prządka przeznaczeń i zdało mu się, że na jej wrzecionie ujrzał zerwaną nić swego powodzenia.
Zacisnął pięście i w głucho wzburzonem usposobieniu wszedł do swego mieszkania.
W salonie siedziała Kamila zajęta ręczną robotą. Usiadł naprzeciw niej, wpijał w nią przez chwilę ostre spojrzenie i ozwał się w końcu:
— Na honor! do ostateczności nudzić mnie poczyna ta twoja tragiczno-posępna postać!
— Nie mogę być inną, — odrzekła młoda kobieta, nie podnosząc oczów od roboty.
— Ale ja chcę, abyś była inną! — zawołał Graba, — dosyć już tej nierozsądnej pobłażliwości z mej strony! pójdź do fortepianu i zagraj mi co, a wesoło, potrzebuję rozrywki!