Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i zamieniwszy kilka powitań, usiadł obok Tozia i wziął karty do rąk.
Pan Wieńczyński wszedł za Grabą niepostrzeżony prawie przez nikogo i stanął za jego krzesłem przypatrując się tej grze i szybko rzucanym kartom.
Gra zawrzała ze zdwojoną siłą, ale fortuna nie uśmiechała się do Tozia, ani do Graby. Przegrywali ciągle, coraz większe stawiając sumy na kartę, ale Graba czynił to z zimną krwią i jakby rozwagą, nie unosił się i nie zapalał, za każdą przegraną rzucał razem z pieniądzmi jakiś żart lub sarkazm, a w krótkich przerwach gry, nucił sobie zcicha jakąś arjetkę. Tozio więcej niż kiedy był wzburzony, ręce mu drżały, oczy błyszczały gorączkowo, wyglądał jak człowiek cały ogarnięty namiętnością, niepamiętający wśród uniesienia swego o niczem. Blade i zaciśnięte usta jego otwierały się tylko dla wymawiania niezbędnych wyrazów, gdyż co chwila suchy, silny kaszel pierś mu rozdzierał.
Tak trwało z pół godziny, gdy jeden z partnerów zawołał:
— Bastuję!
— Wstydź się! — zawołali inni, — bastować na takiej drobnostce!
— Idę tańczyć! — odrzekł partner, — nie mogę już dłużej żyć w tym dymie!
— My poniterujemy dalej! — ozwało się kilka innych głosów.
Graba otworzył pugilares i wydobył dwieście rubli.
— Wygrana pańska! — rzekł do ponitera, który bastował i podał mu asygnaty. — Grałem w motyi z panem Słabeckim, drugą połowę on przegrał.
Tozio pochwycił swój leżący przed nim na stole i otwarty pugilares, a zajrzawszy doń, zbladł i zarumienił