Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się z najbardziej elementarnemi prawami pozoru. Chcę ochronić innych od losu, któryby spotkał mego zięcia, jeśliby dłużej z panem przystawał. Chcę pomścić na panu tę wielką boleść, jakiej doznałem, gdym nad brzegiem moralnej przepaści ujrzał człowieka, któremu powierzyłem los jedynego dziecka!...
Głos mówiącego przy ostatnich wyrazach zadrżał wzruszeniem, umilkł i otarł łzę, która zjawiła się w szarem, rozumnem jego oku. W postaci jego i słowach, w głosie i wyrazie twarzy tyle było prawdy, szlachetnej szczerości i głębokiego oburzenia, że nikt z obecnych ani na chwilę nie zwątpił, iż to co wyrzekł, było okropną prawdą.
Wszyscy patrzyli na Grabę z nietajoną wzgardą.
— Czemuż się pan nie tłumaczysz? — rzekł po chwili jeden z mężczyzn do Graby.
— Nie zniżam się do tłumaczenia z podobnych zarzutów, — odpowiedział Graba podnosząc twarz, której chciał nadać wyraz szlachetnej śmiałości, ale na której odbiła się tylko wstrętna bezczelność.
— Jeżeli więc pan zaprzeczasz słowom swego oskarżyciela, powinieneś żądać od niego honorowej satysfakcji! — zawołało parę głosów.
— Ha, ha, ha! — zaśmiał się Graba z nieporównaną bezczelnością, — nie mam pretensji do naśladownictwa średniowiecznych rycerzy i wszelkie pojedynki uważam za zbyt wielkie głupstwo dla tak zdrowo patrzącego na rzeczy jak ja człowieka.
— W takim razie ja uważam obecność pana w moim domu jako ubliżenie dla siebie, — ozwał się głos Tozia stojącego od początku sceny w drzwiach prowadzących ze wschodów do mieszkania.
— My także nie życzymy sobie mieć do czynienia