Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 124.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy stanęła przy nim, wziął jej rękę i rzekł:
— Pragnę żyć, aby się tobie wywdzięczyć.
Po krótkim przestanku dodał:
— Poszlij po doktora.
W godzinę później z pokojów Tozia wychodził doktor. Ryta spotkała go w sali jadalnej.
— Panie, — rzekła stając przed nim i patrząc mu badawczo w twarz, — co się stanie z bratem moim?
Lekarz spuścił oczy.
— W Bogu nadzieja, — odpowiedział zcicha.
— A w nauce lekarskiej, czy jej już nie ma? — zapytała Ryta, której czoło powlekło się wielką bladością.
Doktor zdawał się pomięszany.
— Powiedz mi pan otwarcie, — mówiła Ryta, — niech wiem o wszystkiem, niech przynajmniej mam czas przygotować swe siły do... do nieszczęścia.
— Pani, — rzekł doktor z wysileniem, — nieszczęście jest możebne, bardzo możebne.
To rzekłszy, spiesznie się oddalił. Kroki jego nie przebrzmiały jeszcze w przedpokoju, gdy w drzwiach przyległego salonu dał się słyszeć szelest sukni i pani szambelanowa wbiegła do jadalnej sali w rannym szlafroczku z kwiecistej Termolamy, w koronkowym negliżyku na głowie. Ujrzawszy córkę stojącą z obwisłemi rękami i pochyloną na piersi głową, zawołała:
Figures-toi, Ryta, co to za nieznośna dziewczyna ta Zosia! jeszcze mi dotąd nie przerobiła czarnej atłasowej sukni, której potrzebuję dziś na wizyty!
Ryta podniosła głowę na głos matki, jak ze snu zbudzona. Zbliżyła się do niej i rzekła pełnym boleści głosem:
— Mamo... Tozio bardzo słaby... doktor R. mało robi nadziei...