Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 173.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

A teraz kiedy pani szambelanowa w istotnej pogrążona boleści wylewa łzy obfite, kiedy Ryta leży u stóp jej zemdlona, a na blade jej skronie ręce służebnych leją krople orzeźwiających płynów — czytelniku lub czytelnico pozwól, abym po raz pierwszy w ciągu tego opowiadania bezpośrednio przemówiła do ciebie.
Ktokolwiek jesteś, podaj mi rękę i pójdź ze mną do pokoju śmierci. Cicho stąpaj, jeżeliś strojną damą, podnieś fałdy jedwabnej sukni, aby nie czyniła szelestu, bo spokój potrzebują umarli.
Oto otwieram drzwi do mrocznego, cichego pokoju. Na stole pali się przysłonięta lampa, w głębi łóżko otulone firanką z muślinu. Zaczekaj. Zdejmują zasłonę z lampy, a strumień białego światła rozleje się po pokoju i oświetli bladą twarz, która tam leży wśród śnieżnej pościeli.
Postąp ze mną ku łożu zmarłego. Nie lękaj się. Nie odwracaj wzroku. Umarli straszni są tylko w baśniach prawionych niemowlętom przez piastunki, dla ócz dojrzałych ręka Boża wyryła na nich wielką naukę pisaną tajemniczemi zgłoskami, w które wczytywać się lubią wieszcze i myśliciele.
Wśród rozpaczy nawet, troskliwa ręka siostry szczelnie zasunęła firankę u łoża, jakby pragnęła najgłębszym spokojem otulić sen wieczny brata.
Rozsuwam fałdy muślinu. Spojrzmy.
Byłżeby to ten sam młodzieniec w kwiecie wieku sterany użyciem, przechadzający się po świecie ze zwiędłą twarzą i mdłą, przygasłą źrenicą, umarły wśród mąk niewczesnego żalu? Byłżeby to on tem cichem umarłem dziecięciem, które przed nami leży, z wypogodzonem czołem, białem licem i łagodnym na ustach uśmiechem? Tak, śmierć spędziła mu z lica bole i niepokoje, a okryła je takim wyrazem, jaki mają zaledwie dorastające dzieci, gdy uchylając rożek za-