Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 177.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jakże zmieniony! Z całej jego osoby biła jakaś łuna radosna, głowa podniosła się z dumą i pewnością siebie, ruchy stały się zręczniejsze i nacechowane godnością osobistą. Wyświeżony, strojny, z błyszczącym kapeluszem w ręce, odzianej paryską rękawiczką, uśmiechnął się od progu do pani szambelanowej uprzejmie, czule nawet, ale bez dawnego umizgu pochlebstwa, kłaniał się z galanterją, ale bez uniżoności. Na całej postaci jego zdawał się być wyrytym wyraz: „Sukcesja;“ z czoła jego, z oczu, z ruchów wołały słowa, lubo ich nie wymawiał ustami: — Nie potrzebuję niczyjej łaski, mogę mieć własny smaczny objad i śniadanie!
Pani szambelanowa na widek ulubionego gościa, podskoczyła na fotelu z radości.
Ah, cher M. Jodek? — zawołała podając mu obie ręce.
Ale wnet przypominając znać sobie, że pierwszy raz widzi go po śmierci syna, podniosła do oczu chusteczkę i szepnęła omdlewającym głosem:
— Pan wiesz, jakie nieszczęście...
Twarz Jodka przybrała wyraz owego urzędowegu smutku, jakim oblekać się mają sobie za obowiązek wszyscy słuchający o nieszczęściu czyjemś, które w gruncie nic a nic ich nie obchodzi. Usiadł obok szambelanowej, westchnął i spuściwszy oczy, obracał w ręku kapelusz.
Cher M. Jodek, — ozwała się gospodyni domu opuszczając rękę z chusteczką i podnosząc na gościa wzrok załzawiony, — jakie to szczęście, żeś pan nareszcie przyjechał! pocieszysz mnie trochę i rozerwiesz! upadam pod ciężarem nieszczęścia!
Urzędowy smutek zniknął z twarzy Jodka i nastąpiła po nim sentymentalna czułość.
— Pani! — rzekł pochylając się ku szambelanowej, —