Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 190.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było ich, a w zamian na szlabanach, zastępujących dawne przedpokojowe kanapy, spało od rana do wieczora dwóch chłopców o wybladłych od bezsennych nocy twarzach, o minach ogłupiałych od wiecznego gwaru, w jakim żyli, w szarych surdutach z powydzieranemi dziurami na łokciach.
Nie było to mieszkanie, ale była to otchłań. Czułeś tam woń wszystkich złych nałogów, ściany zdawały się być napojone wstrętem. Ruina wstydząca się sama siebie, wyglądała z każdego kąta; każdy sprzęt mówił ci o graczu z rozpaloną twarzą i drżącą ręką; z pokoju do pokoju ślizgały się cienie nieokreślonej jakiejś śmierci drgającej jeszcze ostatkami pijanego życia. Pająki, które melancholijnie snuły swoje nici od sufitu do ścian, zdawały się z góry poglądać na tę nędzę, w porównaniu z nią mając się za szczęśliwców i bogaczów. Otchłań ta miała trzy gospodynie: nędzę, hańbę i rozpacz. Kto był w niej gospodarzem? występek!
Przyczyna tej złowrogiej zmiany, jaka zaszła w mieszkaniu pana Graby, najzupełniej była zrozumiałą dla każdego z ówczesnych mieszkańców miasta M.
Gwiazda Graby, która wprzódy już gasła zwolna i stopniowo, znikła całkiem od czasu nieszczęsnej katastrofy zaszłej na wieczorze szambelanowej, a miejsce jej zastąpiła gruba chmura niechęci publicznej. Najbliższym skutkiem tego było wykluczenie go z koła ludzi zwanego w M. „dobrem towarzystwem.“ Z najściślejszych przyjaciół jego, owych adeptów tworzących niegdyś niby szkołę, której on był mistrzem, nikt przy nim nie pozostał. Słabecki umarł, Kloński najpierwszy zerwał z nim stosunki, Ordynat wyjechał, Jodek dumny marjażem, który dał mu świetną koligację i sukcesją, która mu dostarczała własne objady, ani zaglądał do dawnego przyjaciela i amfitrjona, a gdy go wypadkiem spotkał na ulicy, kłaniał mu się zdaleka z miną, w której