Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 192.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

istotnych i wyobrażonych, i tych, o których wiedziano, i tych, których się domyślano, tylko domysły uważając za pewniki.
Dawny Rudolf de Gerolstein, kazał się teraz domyśleć straconego Rinalda, z za pełnego powabnych tajemnic hrabiego Monte-Christo, wylazł obrzydliwy Rodin. Były w M. osoby, które dowodziły, że Graba należy do jakiejś potwornej bandy zbójców, inne mówiły, że był on tylko kieszonkowym złodziejem. Powszechnie nieuczciwą grę w karty uważano za najmniejszą z win jego, bo wyobraźnia publiczna przypisywała mu tyle zbrodni, ile mu dawniej cnót liczyła. Pokryto go taką grubą warstwą pleśni i brudu, jaka okrywa spruchniałą kłodę drzewa długie lata gnijącą w kałuży.
W ogóle jak wprzódy był on dla próżnujących ludzi i poszukiwaczów wrażeń a nowin środkiem do wylewania sympatji i sentymentów, które na cokolwiek wylać się potrzebowały, tak teraz stał się sposobem do wylewania przeciwnych uczuć. Wprzódy i teraz służył za zabawę ludziom, którzy czemkolwiek, miłością lub nienawiścią, wielbieniem lub gardzeniem, bawić się czuli potrzebę. Do tego zaś mała część ludzi, którzy pogardzali nim za jego istotne winy, dała hasło wzgardy ogólnej nagany. Ztąd wytworzył się dla pana Graby w wyższem towarzystwie miasta, rodzaj ostracyzmu, którego przełamać nie mógłby on żadnem usiłowaniem.
A nawet pan Graba wyglądał tak, jakby przełamywać go wcale sobie nie życzył. Jeżeli wprzódy nosił głowę wysoko, teraz podnosił ją jeszcze wyżej, jeżeli dawniej na ustach jego gościł często wyraz szyderstwa, to teraz pokrył mu on twarz całą w połączeniu z wyzywającem lekceważeniem. Mijając ludzi, którzy ukłonem nawet powitać go nie chcieli, patrzył im w oczy śmiało i bez zmrużenia powiek, przyczem uśmiechał się z wyrazem, który zdawał się wołać: — Głupcy!