Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy wchodząc do cukierni lub restauracji, znajdując tam dawnych znajomych, rzucał z fantazją kapelusz na stół, zasiadał przy stole i pewnym głosem wydawszy rozkazy garsonowi, zaczynał nucić jaką arjetkę, wodząc w koło oczami, jak człowiek znajdujący się w towarzystwie, które pierwszy raz widzi; obecni spoglądali na siebie i mawiali zcicha: — Bezczelny! — a on patrzył na nich oczami, które wyraźnie mówiły: — Nie dbam o was!
Ktoby jednak pilnie przyglądał się panu Grabie i z fizjognomji jego starał się ciągnąć wnioski psychologiczne, ten musiałby dojrzeć, że ta pewność siebie, ten dobry humor, to lekceważenie wszystkiego, jakie okazywał publicznie, było udaniem. Zmienił się on na twarzy niezmiernie. Czoło jego zarysowało się kilku surowemi i głębokiemi zmarzczkami, jakich wprzódy nie było, oczy, w których dawniej niekiedy tylko i tylko namiętnością jaką wzbudzony blask się zapalał, gorzały teraz ciągłym posępnym ogniem. W tym połysku oczu był gniew głuchy, ciągłe rozdrażnienie i cała otchłań ciemnych tajonych myśli, które tak mu znać krew burzyły, iż pokrywała ona chwilami policzki jego i czoło pąsową barwą nagłych rumieńców. Nerwowe drganie poruszające niegdyś usta jego i powiekę, udzieliło się teraz i rękom, mianowicie prawej tak, że pewnego razu w cukierni biorąc szklankę z napojem z rąk garsona, opuścił ją i stłukł na drobne kawałki. Przez chwilę ze zsuniętemi brwiami patrzył na szkło rozsypane na posadzce, ale spostrzegłszy oczy kilku osób zwrócone na siebie, zawołał swobodnie do garsona:
— Na honor! chłopcze! nie myślałem, abyś mógł być tak niezgrabnym!
Zaśmiał się wesoło i kazał sobie podać drugą szklankę limoniady, uważano tylko, że wziął ją już nie prawą, ale lewą ręką i dnia tego nie żartował jak zwykle z garsonów,