Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 195.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stkich ulicach miasta. Dzień był letni, pogodny, mnóstwo ludzi roiło się po ulicach. Kocz pana Graby głucho turkotał i brzęczał bronzami, konie stąpały z wdziękiem i brzęczały wytworną nowiuteńką uprzężą, promienie zachodzącego słońca błyskały na srebrnych guzach i galonach liberji. Liczni przechodnie oglądali się i patrzyli na pyszny ekwipaż. Pan Graba miał zrazu minę tryumfującą, z arystokratycznem zaniedbaniem rozparł się w powozie i z właściwym sobie uśmiechem rozglądał się w koło. Zdawało się, że wróciły mu chwile dawnej świetności.
Jeżeli jednak sądził, że tym błyskiem zbytku i elegancji olśni na nowo i pociągnie ku sobie umysły mieszkańców, złudzenie to krótko trwało. Przechodnie dobrego towarzystwa spoglądali na powóz i konie z ironicznym uśmiechem i wnet się odwracali, aby na siedzących w powozie nie spojrzeć. Ludzie niższej klasy i rzemieślnicy, służący, żydzi zatrzymywali się na chodnikach, śmiali się prawie głośno, zaglądali w powóz, jakby tam ujrzeć chcieli jakąś wielce ciekawą osobliwość. Kupcy i sklepowi zbliżali się do okien magazynów chcąc zobaczyć, kto jedzie z takim szykiem, a ujrzawszy Grabę, uśmiechali się lakonicznie i odwracali twarze od szyb, zdając się mówić przez to: — Nie ma na co patrzeć!
Tu i ówdzie ulicznicy, małe obdarte żydzięta i czeladź rzemieślnicza w białych fartuchach, stawali na rogach ulic i palcami pokazywali sobie wzajem powóz i konie, chichocząc i strojąc miny ulicznej gawiedzi właściwe. Żydówki robiąc pończochy przed drzwiami sklepików, opuszczały druty na kolana, a głowami wskazując ekwipaż, powtarzały głośno, z szyderskiem syczeniem:
Sieh! sieh! Graba!
Im dalej posuwał się powóz wśród tych oznak ogólnego pośmiewiska, tem czarniejsza chmura zasuwała twarz Graby.