Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 205.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zkąd wiesz o tem?
— Widziałem ten medaljon u pani G. w porze, gdy sąsiadowała ona ze mną. Dla czego pan przyniosłeś to do mnie? Biorąc w zastaw, bardzo nie wiele będę mógł dać panu pieniędzy, bo rzecz sama przez się mało jest kosztowna. Dla czego pan raczej nie sprzedałeś go któremu ze złotników? Wziąłbyś więcej...
Pan Graba zawahał się z odpowiedzią i wzrok spuścił ku ziemi.
— Ot widzisz bo, — rzekł, — zdarzają się czasem niewytłumaczone słabości. Ja co przez całe życie nie grzeszyłem skrupułami, nie mogę zdobyć się na zupełne zaprzedanie przedmiotu, który jest drogą dla żony mojej pamiątką... przyjdzie zapewne chwila, w której zapragnę oddać jej to, a wtedy byłbym w rozpaczy, gdybym nie mógł... Cóż chcesz? wszyscy mamy pewne słabości...
Dziwną miał fizjognomję Graba, gdy to mówił. Na bladej i chudej jego twarzy widoczne były wysilenia, aby słowa swoje przyoblec w znaczenie ironji, ale głęboka gorycz, żal jakiś krwawy buchał mu przez oczy i zcinał drżące usta, które siliły się na uśmiech.
Wigder coraz uważniej nań patrzył.
— To prawda, — wyrzekł po chwili milczącego wpatrywania się, — że z pańskiem usposobieniem słabość podobna jest bardzo dziwną, ale ja ją rozumiem... Z sercem człowieka to czasem tak bywa, że pusto w niem i czarno jak o północy, a w jeden jego kącik wśrubuje się coś, co będzie świecić i palić i boleć, że człowiek aż chciałby wyrzucić to z siebie, a nie może. Otoż tem czemś u pana jest uczucie, jakie masz dla swej żony...
— Dziwny z ciebie człowiek, Wigderze! — zawołał pan Graba.