Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 208.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rażenia i nieruchomy, wyglądał w istocie na człowieka bliskiego śmierci. Drganie tylko rąk i twarzy, a także gorączkowy połysk oczu zdradzały w nim życie.
Wigder długo patrzył na niego ze skrzyżowanemi na piersiach rękami, po ustach przebiegały mu dziwne uśmiechy.
Zbliżył się i położył rękę na ramieniu Graby.
— Słuchaj pan, przypatrywałem się losom wielu ludzi, ale tak zajmującej historji jak pańska, mało spotkałem. Utracjuszów, próżniaków, hulaków roi się mnóstwo po świecie, ale są to zawsze prawie tuzinkowi ludzie, nie zdający sobie sprawy z tego, co czynią, nie wiodący innych do zguby. Nigdy prawie nie posiadają ani rozumu, ani żadnych zdolności wyższych, nic z tego, coby mogło urobić ich na ludzi. Pan zaś miałeś rozum niepospolity, spryt ogromny, dar pociągania ku sobie serc i umysłów ludzkich niedorównany, wymowa twoja płynęła ci z ust miodem i ogniem, twarz nawet i postać, natura dała ci piękną i niepospolitą. Miałeś więc wszystko po temu, aby zostać bohaterem... a zostałeś łotrem... oto co szczególniej zwróciło uwagę moją na pana, co sprawuje, że i dziś tak długą z panem chcę toczyć rozmowę...
Graba podniósł głowę, a w oczach błysnął mu srogi wyzywający wyraz
— A więc tak! — zawołał z goryczą, — masz słuszność, po tysiąc razy masz słuszność! Mogłem był innemi pójść drogami, bo wszystko służyło mi po temu: urodzenie, majątek, rozum, dla czegóż zostałem tem, czem jestem? Dla czego tak nisko upadłem, że stoję w tej chwili tu przed tobą i pozwalam twoim przenikliwym oczom rozcinać i rozpatrywać moje wnętrze, jak rozpatruje trupa skalpel uczonego? nle jest-że to ślepy a okrutny traf losu? nie jest-że to bezmiłosierne zrządzenie tego Boga, którego ludzie zwą