Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 214.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

służy mi stara idjotka. Bywam nie raz głodny, a odmawiam sobie pokarmu, na siłach upadam, a nie biorę do ust kropli wzmacniającego trunku, odzienie, które widzisz pan na mnie, ma już lat dwadzieścia, zimno mi w niem, ale ja nie chcę innego. A wszystko to czynię dla tego, aby co najwięcej złota zebrać, a jednak nie to złoto jest moją miłością...
Uśmiech niedowierzania przebiegł usta Graby.
— Więc cóż kochasz? — zapytał.
— Kocham naród mój, — mówił dalej, — i dla niego to te wszystkie zbieram skarby. Gdy umierać będę, bogactwa moje oddam w ręce rabinów, a oni zbudują za nie dwie izraelickie świątynie, w których chwalony będzie Bóg Abrahamów, i założą dwie szkoły, w których dzieci Izraela czerpać będą światło na ciemne drogi swoje i wesprą tysiące ubogich izraelickich rodzin, aby stały się bogate i sławę Izraela i imię jego bogactwem ozłocone roznosiły po świecie.
Graba stał nieruchomy w co raz większe wtrącany zdumienie.
Zdumienie to ujrzał Wigder i uśmiechnął się z dumą niezmierną.
Graba był co raz bledszy, drżał cały. Nowa zgryzota budziła mu się w piersi, nowe widmo stawało przed oczami, nowy żal wjadał się w serce. Słowami starego żyda budzone odzywały się w nim jakieś głosy nieznane, a raczej kiedyś znane, a zapomniane dawno, coś jakby sen w kolebce wyśniony majaczył mu po głowie, chciał pochwycić go myślą, a nie mógł, czuł tylko, że sen to był potężny, że w śnie tym leżało życie. Biada mu! on boski sen ten zostawił w kolebce, a sam poszedł bez niego...
— Biada mi! — szepnął drżącemi ustami.
Wigder pogrążony był cały w błogich myślach, jakie w nim budziły własne jego słowa. Zdawało się, że doznawał