Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 223.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawało mu się, że widzi raj, z którego wygnały go szatany...
Patrzył i patrzył, aż żal niezmierny węzbrał mu piersi i wybuchnął strasznem, rozdzierającem westchnieniem.
Zegar ogłosił drugą godzinę po północy.
Graba porwał się z miejsca gwałtownie, bo obok siebie posłyszał zowu głos starego lichwiarza, groźny, przeszywający: — Mogłeś być jednym z filarów, które podtrzymują to, co się ku upadkowi kłoni... imię twoje byłoby sławione...
O straszne zjawiska wyobraźni!
Jednocześnie gdy o słuch Graby odbiły się te słowa, przed oczami jego zaroił się tłum ludzi, znanych mu i nieznanych, z miljonem oczu wpatrzonych w niego, z miljonem rąk na niego wskazujących, z miljonem ust otwartych w wykrzyku. A wszystkie te oczy ciskały nań szyderstwem, te wszystkie ręce ukazywały go ze wzgardą, te wszystkie usta wymawiały: — Przeklęty!
Upadł na kanapę na wznak, z czołem oblanem potem kroplistym, z oczami szeroko rozwartemi.
Zegar ogłosił trzecią i czwartą godzinę.
Graba leżał nieruchomo; w mózgu jego kręciło się znowu koło ogniste, w wirze swym pryskało zielonemi szmaragdami i rozsypywało w koło niego perły, które spadając niby grad cichy a jednostajny, szemrały zwolna, miarowo, nieustannie: — Żałuj i umieraj!
Podniósł się zwolna, z ciężkością, automatycznie i z opadłą na piersi głową szeptał drżącemi ustami:
— Umieraj! umieraj! umieraj!
Z szeptem tym co raz cichszym i mniej wyraźnym postąpił kilka kroków i stanął u drzwi wiodących do pokoju Kamili.
Podniósł rękę ciężką jak ołów i położył ją na klamce.