Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

ją do sanktuaryum swojej biblioteczki i dzieliła się z nią nietylko już temi pisanemi skarbami ale i temi, które w kształcie wspomnień, tęsknot i zachwytów przerozmaitych, przechowywała starannie w głębi tkliwego swego serca. Wtedy to widywać można było bardzo często, młode 15-to, a potem 16-to letnie dziewczę, z czarnem ognistem okiem i wysmukłą, giętką kibicią, wybiegające o wschodzie słońca z dworku, pomiędzy wzgórzami w dolinie rzuconego i z książką w ręku, wbiegające na najeżony szczyt wzgórza. Tam dziewczę to siadało pomiędzy nizkiemi krzakami jałowców i szeroko otwartemi oczami przypatrywało się różowemu wschodowi słońca. Potem, zaledwie słońce uszło mały kawałek dziennej swej drogi, dziewczę trzymało już oczy utkwione w roztwartej książce i chciwie czytało, dość często też opierając czarnowłosą główkę o miękką kępkę liliowego czombru, patrzało w niebo, prosto w błękitne, wyiskrzone niebo i głośno, z przejęciem się nadzwyczajnem deklamowało na pamięć, długi ustęp jakiś z Wallenroda, Dziadów lub Dziewicy Jeziora. Ale kiedy słońce zbliżało się ku południowej swej mecie, dziewczęcia nie było już na wzgórzu. Wtedy można je było uj-