Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/320

Ta strona została uwierzytelniona.

nąć, lub wąsika sklejonego fiksatoarem w formę zaledwie już dostrzegalnych rożków ukształtować!
Jenerałowa także okazała się mocno zaniepokojoną. Nigdy przedtem nie spostrzegany u niej, ceglastej barwy rumieniec wybił się na jej żółte, zapadłe policzki, wyprostowała chudą drobniuchną postać swą jak strunę i — czekała.
Czekali wszyscy. Milczenie głuche zapanowało w salonie, który pomimo zgromadzonego w nim dość licznego towarzystwa wyglądał zawsze, jak step nagi i rozległy. Drzwi od sieni zamknięte po odejściu Ambrożego nie otwierały się jednak, za niemi niedosłyszalny dla osób w salonie będących toczył się mały dyalog następującej treści.
— Pawełku! wejdź ty pierwszy!
— Ale cóż znowu Cezarze! to nie wypada!
— Mój drogi Pawełku! tam tak dużo ludzi...
— Cóż ztąd? pomyśl że sam Cezary, kim ty jesteś a kim ja jestem...
— No kimże ja jestem? kim że ja tam jestem? Mój najdroższy Pawełku! jeżeli mię choć trochę lubisz wchodź pierwszy... ja za tobą...
— Zastanówże się! gdyby pani hrabina dowiedziała się o tem, że ja gdziekolwiek na świecie byłem pierwszym a ty drugim...