Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czych mozołach, aby kochać rozumnie i działać skutecznie umiały.
Owóż chromy, niedowidzący i stękający lat dziesiątek, chromał, niedowidział i stękał, jak na szerokiéj przestrzeni całego kraju, tak i w jednéj z części jego, w któréj znajdowała się obszerna posiadłość wiejska pana Jana Brochwicza.
Była to okolica wielce piękna, w niwy urodzajne obfita, malowniczemi widokami przystrojona, ze starożytnym grodem Jagiellonów pośrodku, niby z klejnotem, od którego padały blaski wspomnień starych, lecz wiecznie drogich. Gród ów opływała rzeka spławna; niedawno zbudowane koleje żelazne szumiały w różnych stronach parowemi skrzydłami lokomotyw; gleba pulchna rumieniła się corocznie pod słońcem wiosenném, które na jéj powierzchni rysowało siecie szlaków błyszczących, niby żył złotodajnych; w lasach i borach dęby i sosny grube, wyniosłe, wiązały rozłożyste gałęzie swe w sploty cieniste, jakby koroną chwały wieńcząc niemi ziemię, która je zrodziła. Słowem, w okolicy téj znajdowało się wszystko, czego praojcowie nasi potrzebowali, aby utworzyć gospodarstwo dostatnie i wzorowe: ryby, grzyby, łąka i mąka; a jednak gospodarstwa dostatniego i wzorowego nie było; mogły tam płynąć rzeki mleka, miodu i złota, a jednak nie płynęły... Snadź ludziom teraźniejszym oprócz czterech praojcowskich artykułów bogactwa, trzeba było innego jeszcze warunku,