Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 088.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Braciszku! czy mama i ojciec nie wrócą już do nas nigdy? Czy oni na zawsze już poumierali?
Zwiększona bladość przesunęła się po twarzy Stefana, słowa dziecka zadawały mu widocznie srogą męczarnią.
— Na zawsze — odpowiedział tym samym tonem, jakim wprzódy wymówił: nigdy.
W téj saméj chwili, Katarzyna pochyliła się i ukryła twarz w obu dłoniach.
— Na zawsze! na zawsze! — powtórzyła z tłumioném łkaniem, z którém połączył się głośny płacz dziecka.
Józef siedział wciąż milczący, targając bujnego wąsa, ze zmarszczką na czole i wzrokiem wbitym w ziemię; Anna przytuliła do piersi płaczące dziecię, usiłując pocieszyć je i uspokoić; ale Stefan zwrócił się do najstarszéj siostry.
— Katarzyno — rzekł półgłosem — czyż nie masz ani trochę woli, aby powściągnąć żal swój, przynajmniéj wobec dzieci, którym powinnaś dać przykład męztwa i spokoju.
Katarzyna podniosła twarz bardzo bladą, z gorączkowemi rumieńcami na policzkach, i utkwiła w przemawiającym do niéj bracie oczy, w których łzy paliły się w ogniu chorobliwéj prawie egzaltacyi.
— Stefanie! Stefanie! — zawołała, załamując ręce — pozwól że mi płakać przynajmniéj! Ja dziś