Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 089.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dopiéro opuściłam Siecin! mnie wszystko jeszcze stoi przed oczyma, wszystko, co utraciliśmy na zawsze! Ja nie wiem, gdzie jestem, ani co się ze mną stało! widzę tylko przed sobą groby rodziców naszych, te miejsca, w których stały kolebki nasze, a których nic, nic już nam nie wróci! To miejsce, do którego przywieźliście mnie, jest dla mnie straszném wygnaniem, a myśl moja nie może oderwać się od téj przeszłości, która nie wróci nigdy, nigdy!
— Katarzyno! — wymówił Stefan — to co było, minęło bezpowrotnie, ale powinniśmy myśléć o tém, co będzie, jeśli nie dla siebie samych, to dla tych małych istot, względem których ja przynajmniéj czuję obowiązki brata i opiekuna.
— Ty, Stefanie, jesteś mężczyzną — drżącemi usty szepnęła Katarzyna — ja czuję się kobietą słabą i mogę tylko... płakać.
— Wobec takiego losu, jak nasz, mężczyźni i kobiety są równymi sobie — odpowiedział Stefan.
W czasie rozmowy téj, Anna wyjmowała z tłómoków różne przedmioty, i wnosiła je do sąsiedniéj izby; po kilku minutach krzątania się, wzięła na ręce najmłodsze dziecko, a na inne skinęła, aby szły za nią.
— Sypialnia twoja, Kasiu, już jest urządzoną, — rzekła, zatrzymując się przed siostrą, — przygotowałam ci wszystko do snu, a dla dzieci posłałam