Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 107.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żasz, że niepodobna jest nam żyć zawsze tak, jak teraz żyjemy. Jeżeli nie będziemy starali się zmienić i polepszyć naszego położenia, skończy się na tém, że my zjemy Wólkę, a ona nas zjé.
Józef patrzył na brata pytającym wzrokiem; po chwili odpowiedział z wolna i smutnie:
— Że źle dzieje się z nami, to pewna; coraz więcéj przekonywam się, że Wólka za szczupłą jest dla nas wszystkich; że to zakąt, który, przy braku materyalnych środków, zmienić się może z czasem w prawdziwe i srogie więzienie. Gdybyśmy wszyscy byli mężczyznami i dorosłymi ludźmi, moglibyśmy i powinni byli myśléć o zmianie położenia; ale z kobietami i dziećmi rada trudna... co do mnie przynajmniéj, nie widzę żadnéj.
— A jednak — rzekł Stefan — rada jest; trudna wprawdzie, odwagi wielkiéj potrzebująca, ale jedyna... Trzeba, abyśmy raz szeroko otwartemi oczyma rozejrzeli się po świecie, nie tym, który był niegdyś naszym światem, ale tym, który za miejsce pracy i nadziei służy ludzkości całéj, bez różnicy stanu i urodzenia, abyśmy, słowem, zapomnieli o tém, że posiadamy Wólkę i zaprzestali gromadnego trzymania się płotu, który prędzéj lub późniéj rozwali się pod naszym ciężarem i nas rzuci twarzami w błoto...
— W błoto! — z błyskawicą w oku zawołał Józef — nigdy! My, którzyśmy patrzyli na uczci-