Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 122.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zapędzić do pełcia warzywa i wykopywania kartofli?
„A więc raz jeszcze, cóż czynić?
„Musi być przecie na świecie rada jakaś dla głowy, umiejącéj myśleć, robota dla rąk zdrowych; tylko, że, oprócz niezliczonych trudności, pochodzących z zewnątrz, ja jednę więcéj znajduję w samym sobie.
„Należę do rzędu ludzi, którzy długo nie znali nic i nikogo, prócz siebie i równych sobie.
„Codziennie wieczorem przechadzam się po mieście, szukając przeważnie tych ulic i miejsc, o których myślę, że są siedliskiem pracy i ubóztwa. Szerokie okna ozdobnych i obszernych domów, osrebrzone śród cieniów nocy białém światłem lamp i stearyny, nie pociągają ku sobie mego wzroku; znam wszystko, co znajdować się i dziać za niemi może; dla mnie i dla moich nie ma tam — nic. Ale spojrzenie moje, z palącą ciekawością, z natarczywém pragnieniem, biegnie ku tym wątłym, bladym światełkom, które palą się nizko nad ziemią, lub wysoko pod niebem. Spoglądam na te schronienia ludzi biednych i pracujących, i myślą zapytuję: jak żyją oni? jak pracują? z jakiemi narzędziami w dłoniach wstąpili na tę drogę cichych trudów i powolnych zdobyczy, któréj ja dotąd szukam nadaremnie? czém zdobyli dla siebie i rodzin swych ten dach, który ich okrywa, ten kęs chleba, który ich żywi, tę względną przynaj-