Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 126.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i exaltacyi; płacze jéj i popędliwe uniesienia stawały się coraz częstszemi; śliczna twarzyczka, o wielkich czarnych oczach, bladła, chudła, oblekała się coraz wyraźniejszemi cechami słabowitości fizycznéj i téj nerwowéj drażliwości, która, niekierowana i nieposkramiana, groziła zniedołężeniem ducha i ciała. Dwaj chłopcy, zostawieni najczęściéj samym sobie, stawali się coraz podobniejszymi do wszystkich na świecie dzieci zaniedbanych, samopas puszczonych, w téj najważniejszéj właśnie porze życia, gdy charakter kształtuje się według tego, co go otacza, a umysł wymaga bodźca nauki i czynności, aby nie usnąć i nie porosnąć chwastami.
Z piérwszemi dniami jesieni, które przyszły chłodne i dżdżyste, Katarzyna, zdrowsza nieco w lecie, kaszlać znowu zaczęła; Anna, ogorzała, ze zgrubiałą twarzą i rękoma, po raz piérwszy uczuła się zmęczoną i ukryć nie mogła smutku, który ją ogarniał; Klemensia zachorowała na gorączkę, a Józef nie opłacił w terminie raty podatków, bo pieniądze, które na ten cel służyć miały, wydał na doktora i lekarstwa dla chorego dziecka.
Źle tedy i coraz gorzéj działo się w Wólce, a Stefan milczał. W połowie jesieni jednak Józef otrzymał od brata list dłuższy, niż były wszystkie poprzedzające, a także zawierający w sobie inny, zaadresowany do Katarzyny i do Anny. Stefan pisał do brata: