Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 127.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

„List twój, Józefie, donoszący mi o chorobie biednych sióstr naszych i o niepokojach, jakich doświadczasz na widok młodszych braci, znalazł mnie w chwili strasznych udręczeń ducha, i jak możesz domyślić się, nie przyczynił się do ich umniejszenia. Nie potrzebuję opisywać ci uczuć, jakich doznawałem, bo ty więcéj, niż ktokolwiek, z własnego doświadczenia odgadnąć jesteś zdolnym te męczarnie, które człowiek przenosić musi w długich, nadaremnych walkach z żelaznemi pętami, na widok cierpień, którym zaradzić powinien a nie może. Słowa listu twego były kroplą, przepełniającą miarę téj męczarni; zdawało mi się, że jeśli dłużéj jeszcze pozostawię was bez pomocy, nie uczynię nic dla zapobieżenia strasznym a różnorakim nędzom, grożącym rodzinie naszéj, pogardzę samym sobą. Z rozpaczną energią mówiłem sobie, że niepodobna przecież, abym ja, młody, pełen sił i żądzy działania, nie zdołał zadość uczynić téj odpowiedzialności, którą włożyło na mnie braterstwo krwi i niedoli; abym zaraz po piérwszym kroku życia nie potrafił, nie mógł, nie probował nawet spełnić obowiązku? Powiedziałem sobie, że to być nie może, że jakkolwiek szranki działania w społeczności naszéj, takie, jakiemi uczyniły je wiekowe zaniedbania i niedawne burze, ciasne są wielce dla wszystkich, cieśniejsze jeszcze dla ubogich, ja muszę w nie wstąpić; muszę, bo nie idzie mi o siebie samego, ale i o innych, nie o korzyść i zadowolenie tylko,