Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 128.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ale o spełnienie obowiązku. Myśl ta, nie odstępowała mnie ani we dnie, ani w nocy; paliła mi serce i głowę, wpiła się we mnie, jak wyrzut sumienia, jak śmiertelny strach przeświadczenia się o własnéj bezsilności. W takiém usposobieniu umysłu, wyszedłem raz na miasto, aby udać się do pana W.; miałem trochę nadziei, że on, który dawniéj i lepiéj ode mnie zna miejscowe stosunki, nasunie mi myśl jaką, radę. Nim jednak doszedłem do celu swéj wycieczki, myśl, rada, któréj szukałem, powstała we własnéj mojéj głowie. Nie Elyzeum wprawdzie zjawiło się przed oczyma mojemi, ale znalazłem to, czego pragnąłem, — miejsce, na którém ja i dwie siostry moje pracować będziemy mogli z pożytkiem dla teraźniejszości, z nadzieją lepszéj przyszłości, jeśli już nie dla nas, to dla młodszego rodzeństwa.
„Ulica, na któréj mieszka pan W., jest jedną z najmniéj ozdobnych, ale najludniejszych ulic Wilna; łączy się z nią kilka zaułków, tak licznych tutaj, a tak napełnionych mieszkańcami różnych stanów, nie zawsze nawet niższych i uboższych. Owóż, mieszkając od kilku miesięcy w domu kupca, słuchając ciągle rozmów o interesach handlowych, i będąc świadkiem ustawicznego załatwiania tych ostatnich, mimowoli wyłączną zwracałam uwagę na objawy tej gałęzi przemysłu, o którą ocierałam się tak często. Zwolna idąc ulicą, przy któréj końcu znajduje się mieszkanie pana W., po raz piérwszy uczyniłem spostrzeżenie, że