Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 155.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widziałam — odpowiedziało dziecię i, pełnym wdzięczności wzrokiem spoglądając na kupca, dodało: — Mama mówi, że śpi spokojniéj, odkąd Wincuś jest u pana.
Sieciński przyjaźnie skinął głową dziewczynce, która odeszła.
Przez cały czas, w którym trwały zajęcia kupca, młody Brochwicz ciekawie przypatrywał się tak jemu, jak panującemu w sklepie ruchowi. Ujrzawszy się znowu sam-na-sam z Siecińskim, wpatrzył się w niego ze szczególną uwagą i rzekł:
— I to wszystko nie utrudza cię, Stefanie? nie nuży, nie nudzi?
— Obyłem się już z moim stanem — obojętnie odpowiedział Stefan — jest-że zresztą na świecie praca jaka, która-by nie nużyła człowieka niekiedy? nie wymagała od niego przymusu, nad sobą samym dokonanego?
— Jak widzę, zresztą — z uśmiechem rzucił młody Brochwicz — pomimo bardzo w istocie suchych teoryi, jakie wygłaszasz, nie zaniedbujesz przecie przyozdabiać życia swego dobremi uczynkami. Wszakże ta blada dziewczynka w chustce na głowie, to dobry uczynek, nie prawdaż?
— To ubogie dziecko, córka wdowy po urzędniku, który stracił posadę i umarł w nędzy.
— A ten chłopak, Wincuś, czy jak mu tam na imię, to także dobry uczynek?