Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 159.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Maryan powstał był przed chwilą i zaczął niedbałym na pozór, w gruncie wzburzonym krokiem, przechadzać się po sklepie.
— Czy dobrze mi jest na świecie? — rzekł, nie przerywając przechadzki swéj i targając z lekka drobny wąsik — to, mój drogi, pytanie, na które ja sam sobie dostatecznéj jeszcze nie dałem odpowiedzi. Zdaje się, że dobrze, i zdaje się, że nie. Au fait — dodał lżejszym tonem — dlaczegóż-by mi nakoniec dobrze być nie miało? Mam najlepszych pod słońcem rodziców, mogę ożenić się, kochać, być kochanym, doczekać się licznéj progenitury i pędzić długie lata wśród patryarchalnych obyczajów, odznaczających od wieków rodzinę naszę, w Brochowie, który wcale ładném jest miejscem, otoczony szacunkiem sąsiadów, z którymi grać będę w preferansa, i miłością żebraków, których hojną osypię jałmużną. Que veux tu mon cher? w tak ciężkich czasach, jak nasze, jest to programat przyszłości nie do pogardzenia...
Stanął przed towarzyszem. Wymuszony uśmiech zniknął mu z ust. Przeciągnął białą rękę po również białém, lecz schmurzoném w tej chwili czole, i rzekł:
— Nie bierz mnie, kochany Stefanie, za ślepego i głuchego. Nie wśród murów klasztornych żyję, ale wśród świata. Widzę i słyszę wiele rzeczy, które mi uderzają umysł, dotykają serca mego, smucą mnie, a kto wié? i zawstydzają może niekiedy. Ale, cóż