Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 185.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślcie państwo o mnie, co chcecie — rzekł z uśmiechem — zostaję u was na obiedzie. Rodzice moi nie będą o mnie niespokojni, bo zdarza mi się niekiedy przepędzać dzień cały za domem.
W bawialni znajdował się pod oknem stół składany, który niebawem Anna z pomocą Józi rozsunęła i nakryła białym obrusem. Zjawiły się potém fajansowe talerze, cynowe sztućce, szklanki ze szkła grubego i grube także, lecz białe, jak śnieg, serwety; po chwili zaś Anna, która wydaliła się była do kuchni, wniosła sporą wazę, pełną dymiącego się rosołu. Twarz młodéj panny zarumienioną znowu była od ognia; z uśmiechem na ustach piérwsza stanęła przy stole i, rozlewając zupę na talerze, zaprosiła całe towarzystwo na obiad.
Przez ten czas Maryan rozmawiał z Katarzyną o muzyce i przeglądał z nią razem nuty, które ona, z gruntowną znajomością sztuki, rozpisywała na różne instrumenta dla miejscowéj orkiestry.
— Jest to także sposób zarobkowania — rzekł, siadając do stołu, Stefan — który Kasia zawdzięcza stosunkom swoim, zabranym w skutek udzielanych przez nią lekcyi muzyki, śpiewu i rysunku.
— Pani więc także udziela lekcyi? — zapytał Maryan.
— Krzątamy się wszyscy po Bożym świecie, jak możemy — wesoło mówił Stefan. — Ja z rana wychodzę na lekcye; Anna zastępuje mnie w sklepie, a Ka-